Do Wisły dotarliśmy w godzinach popołudniowych. Zaraz po zakwaterowaniu poczuliśmy głód, więc padło hasło: "Idziemy coś zjeść". Postanowiliśmy od razu zmierzyć się z góralską kuchnią. Wybór padł na "Ondraszkową Izbę". Co prawda zarówno nasz pensjonat jak i restauracja znajdują się przy tej samej ulicy, ale musieliśmy kawałek podejść (ok.1 km). Na szczęście nie odczuliśmy tego dystansu, bo podziwialiśmy roztaczające się widoki.
"Ondraszkowa Izba" stoi trochę w głębi, w pierwszej chwili przeszliśmy i jej nie zauważyliśmy. Rozświetlona, piętrowa, góralska chata już z zewnątrz zachęca, by do niej zajrzeć. Przed wejściem zauważyliśmy kartkę "brak wolnych miejsc". Trochę nas to zmartwiło, bo już pierwsze kiszki grały marsza. I właśnie w tym momencie wychylił się starszy pan (chyba właściciel) i z uśmiechem zapytał czy mamy ochotę wejść, bo właśnie zwolnił się stolik. Dwa razy nie trzeba nam było powtarzać :)
Restauracja składa się z dwóch izb - na dole z ławami, na górze - stoliki i miękkie krzesła. Wystrój typowo góralski - malowidła gór, wypchane ptaki (to akurat najmniej nam się podobało), skóry, nawet bar z zawieszonym u góry kapeluszem góralskim z drewna, który pełnił rolę oświetlenia.
Ogólnie bardzo miło, klimatycznie i... tłoczno ;)
Na obsługę i menu nie musieliśmy długo czekać. Zresztą dania również dotarły do nas całkiem szybko.
Bardzo fajnym pomysłem są zestawy dla dzieci. Ja wzięłam ZESTAW KUBUSIA PUCHATKA (rosół z makaronem, nugetsy z kurczaka, frytki, surówka + deser - gałka lodów z bitą śmietaną), a mój brat Paweł - ZESTAW SMERFA ŁASUCHA (żurek, ser smażony, frytki, surówka + deser).
Każdy zestaw - 23 zł. Były bardzo smaczne i najedliśmy się. Co prawda mój zestaw był mało góralski, ale za to bardzo smaczny :)
Rodzice zamówili: ZBÓJNICKI PLACEK (placki ziemniaczane pieczone na blasze, kotlet schabowy z zasmażaną kapustą) oraz ZAWIJANIEC PO GÓRALSKU (nadziewany schab z boczkiem, oscypkiem, pieczarkami, ziemniaki i zestaw surówek). I oczywiście, jak zwykle zjadali połowę, a potem się wymieniali talerzami, by spróbować tej drugiej potrawy.
Nie można zapomnieć o miłej obsłudze. Panie kelnerki ubrane w ludowe stroje, przez cały czas uśmiechnięte, biegały non stop góra - dół, donosząc kolejne talerze.
A pracy miały pod dostatkiem. Jak tylko jakiś stolik się zwalniał - od razu pojawiali się kolejni zgłodniali turyści :) Ale nie ma co się dziwić - miła obsługa, pyszne jedzenie, to i gości sporo.
Podsumowując - było smakowicie i miło. Ja przyznaję cztery gwiazdki (z pięciu możliwych) i polecam wszystkim, którzy zawitają w te strony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz